sobota, 7 listopada 2009

nie-gorączka sobotniej nie-nocy

Wyciągnięto je z piersi i położono na kamieniu w miejscu pustynnym
Już się zleciały sępy i przybiegły hieny
Krążą, podchodzą na krótką odleglość, wytężają zmysły, czują
Lecz boją się sięgnąć po nie
Z dala siedzi lew i patrzy
Jest spokojny i pewny siebie
Z utkwionym spojrzeniem w serce, w sępy i w hieny
Jego się boją
Dlatego krążą tylko i nic więcej zrobić nie śmią

Wybiegłem z krainy mgielnej
Do miejsca, w którym nie gasną światła
Słyszę muzykę nie z marketów, nie z youtube, nie z radia
Taką, jakiej nikt nigdy nie słyszał
Czystą, prawdziwą, prostą
Lustro pragnień i myśli
I odbicie nieśmiertelnej twarzy
I wieczność w kropli deszczu - a może łza z rzęsy Boga Ojca
Spadła na Ziemię
I wsączyła się w leżące na kamieniu serce
W sercu pustyni

3 komentarze:

A. pisze...

Lubię Cię czytać.
Bardzo.
;-)

zagubiona pisze...

tak bliskie.
tak bardzo zrozumiałe.
Moje myśli w Ojca słowach. Już nie pierwszy raz tak.
Pozdrawiam
M

Fr Bartholomew, SVD pisze...

a serce czuje i rodzi nowe słowa...