niedziela, 4 stycznia 2009

Mały Książę, Rimbaud, Eldo, Leon, Największy

Miałem do napisania esej na temat duchowego wymiaru wybranej przez siebie książki. Sięgnąłem po "Małego Księcia", książka sprezentowana przed kilkunastu laty przez koleżankę z czasów studiów. Potem kupiona w wersji włoskojezycznej, a całkiem niedawno kupiona w wersji anglojęzycznej. Czytałem, poddawałem się chwilom. Któregoś dnia zdobyłem nagrania audio Małego Księcia, założyłem słuchaweczki na uszy i w miasto. Idąc w centrum nagle.... łezki w oczach się pojawiły.
Płakałem sobie
i czułem jak dziecko we mnie tańczy na wietrze.

O tak, tak, jak dobrze.
Łezki otworzyły wiele drzwi na oścież;

a tu się pojawił Artur Rimbaud
i jego zdanie, że "Prawdziwie życie jest nieobecne",
zdanie podjęte później przez Emmanuela Levinasa,
tam skolei pojawił sie znów film Leon
i Matylda ucząca Leona patrzenia sercem,
potem znów centrum Dublina i tym razem na słuchawkach już nie Mały Książę
lecz kawałki hip-hopa zawodnika z Wawy, o ksywie Eldo i jego słowa:

"Żyję dla takich chwil kiedy bierzesz haust powietrza
i krzyczysz chwilo proszę bądź wieczna
jestem zuchwały, bezczelny, zachłanny i co?
od kiedy pamiętam chciałem zobaczyć wszystko"

i wiele innych niedowysłowienia historii wyrastało z przeszlości
jak na wiosnę wszystka zieleń....
A między wierszami, przechadzał się Duch Najwyższego.

Wdzięczność była ostatnim instrumentem,
który zagrał hymn o tęsknocie za miłością i wolnością.
O jak się wszystko ładnie połączyło w jędną mozaikę,
obraz namalowony wrażliwością;

ja się na nią tylko wystawiłem,
bo pragnąłem ją bardzo w sobie
znów na nowo poczuć.

Brak komentarzy: