niedziela, 2 listopada 2008

dwie klamry w jeden dzień

Klamra I

Zmartwychwstanie można pojąć jedynie kochając, bowiem miłość przekraczająca wszelką granicę, niczym woda przelewająca się z dzbana, jest jedyną rzeczywistością, która trwa i nigdy się nie kończy, wykraczając i przenikając wszystko:
miłość powołała świat do istnienia,
miłość weszła w świat,
miłość podnosi z barłogu,
miłość wyprowadza z grobu,
miłość pozwoliła się przybić do krzyża,
miłość weszła w śmierć i ją przeniknęła,
miłość wlała się w serce człowieka poprzez chrzest - drugie stworzenie człowieka,
miłość nigdy nie ustaje.
Zmartwychwstanie można pojąć jedynie kochając.

Łazarzu, wyjdź na zewnątrz.

Klamra II

Któregoś dnia, mój starszy brat, Mirek, przyniósł do domu kasetę z koncertem Kultu z 1986 roku. Słuchałem jej tak często i polubiłem ją tak bardzo, że nawet się nie zorientowałem, jak poznałem wszystkie jej utwory na pamięć. Kilka mięsięcy później brat mówi do mnie: "Młody, zabieram cię na koncert Kultu do Gwarka." Gwarek był niewielkim klubem położonym w samym centrum, na Rynku naszego miasta Gliwice. Była wczesna jesień 1987 roku. To był mój pierwszy koncert. Przed Kultem zagrał zespół Stress, a po nich już od razu pojawił się Kazik Staszewski z ekipą. Zbliżyłem się możliwie pod samą scenę. Grali, a ja z odległości jednego metra, śpiewałem z nimi większość piosenek. Nikt mnie nie słyszał, nikt na mnie też pewnie uwagi nie zwracał, brat był gdzieś obok z kumplami. A ja miałem dreszcz na plecach.
Dwa dni temu przeczytałem krótki wywiad z Kazikiem, z którego między innymi wynikało, że Kult ma zagrać 2 listopada w Dublinie. Uuuu. Sprawdzam czy można kupić jeszcze gdzieś bilety. Nic, nic, nic. Żadnych biletów. Ale idę, może jakoś się uda. Dzwonię do kumpla mówiąc "są pieniądze, a biletów nie ma. Przyjedź, zobaczymy co się da zrobić". Podchodzę pod klub w centrum Dublina, i widzę ogromniastą kolejkę, tłum ludzi. Staję na jej końcu i się naiwnie pytam stojącą tuż obok mnie osobę: " Czy jest jeszcze szansa na dostanie biletów?" Mówi mi, że nie, że słyszał, że jest już tylko ok. 50 biletów i dodał, że on ma do odebrania w kasie dwa bilety, i że jeden mi może odsprzedać. Piernika! Setki ludzi szuka w tej samej sekundzie biletów, a ja słyszę tak po prostu tego typu wiadomość. Extra. Ale co z Kolkiem? Jak teraz jemu załatwić bilet?, myślę. Piernika, Kolek przyjechał i co? I nic, problem. Niestety, nie udało się w żaden sposób zdobyć drugiego biletu, choć co jakiś czas chodził wzdłóż kolejki pewien zawodnik i mówił, że ma bilety do sprzedania, tyle że drożej. Gdy zapytałem, za ile, bo jeden wezmę, to gdzieś poszedł i znikł. Przykro się stało, bo Kolek nie miał jak wejść. Miałem głupią i smutną minę, lecz Kolek mówi: "Nie przejmuj się, trudno. Wchodź z gościem na koncert." Pożegnaliśmy się i wszedłem....
Kult zaczął grać punktualnie o 20.00. Po kilku kawałkach Kazik powiedział, że nie będzie przerw między utworami, ponieważ, jak przewiduje licencja na tego typu wydarzenia, koncerty głośne można grać tylko do 22.30 (czyżby? Nie wiedziałem tego) Skończyli o 22.32! Dwie i pół godziny muzyki, w tym bis, na który złożyła się sama smakowita, kultowa makabra, czyli kolejno: Polska, Przemówienie z dnia siódmego, Konsument, Krew Boga.



A cały koncert? Setki myśli kłębiących się po głowie i czasami kiwanie się na nogach, głównie przy znanych mi utworach. Słuchałem uważnie Kazika, obserwowałem zespół, poddawałem się często znakomitym muzycznym momentom. Lubię Kazika, lubię bardzo. On ma charyzmę i jego obecność na scenie mnie przekonuje, przemawia do mnie. Kiedy w pewnym momencie Kult zagrał jeden ze starych swoich kawałków "Wódka" - co do którego miałem niewzruszoną pewność, że zagrają i czekałem na ten moment - cofnąłem się nagle o 21 lat wstecz do gliwickiego Gwarka i tak jak wtedy, tak i dzisiaj, śpiewałem z Kazikiem cały tekst, a na plecach miałem dreszcza.
Ten sam Kazik, ten sam Kult, ten sam tekst, ten sam ja. To samo, lecz inne, 21 lat poźniej.
A oto "Wódka" poniżej.



Po ostatnim kawałku, Kazik upadł na kolana, oddał w naszą stronę cztery ukłony i rzekł: Dziękuję.
Dlatego, że wy jesteście, my możemy być.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Kazika nie znam.Nie słuchałam.Nie wiem jak to czuć przy nim ciarki,ale miło,że Ty Panie W. mogłeś się świetnie bawić na koncercie :DD
i nawet ciareki na plecach to zapomniane uczucie.Całkiem wypranie.

A. pisze...

Więc jak nauczyć się kochać, ażeby mieć możliwość pojęcia czegokolwiek?

zagubiona pisze...

Klamra I - pięknie. Miłość bez niej wszystko nie ma sensu! Miłości życzę.
Klamra II - to Ks sie bujał po gwarku? teraz nam nowe kluby otworzyli ;) rany Ks to fajnie, najpierw wycieczka do szkocji a teraz koncert Kazika, pozazdrościć ;)
Pozdrawiam

Anonimowy pisze...

Woju, widzę, że powroty u Ciebie, jak i u mnie. Dla mnie Kult też ma spore znaczenie, też na nim się częściowo wychowywałem - był muzyką, która towarzyszyła nam w liceum. Co prawda nie znam tekstów na pamięć, ale mało jest takich tekstów, poza niektórymi pieśniami kościelnymi, które znałbym na pamięć ;-)
Miłość przekracza wszelkie granice - tak, za to ją między innymi kocham :-D Dobrze, że jest taka miłość, po prostu JEST. Nic więcej nie trzeba.

kolobky pisze...

Only love
I need it.

Unknown pisze...

też wychowywałam się na kaziku, choć z początku z młoda byłam by wszystko ogarnąć. ale wracając do niego retrospektywnie, za każdym razem na światło dzienne wydobywało się coś więcej:)

and love.
also need.

serdeczności,
ela