poniedziałek, 25 sierpnia 2008

To, co jest dobre, nie musi się kończyć.

Miałem sen. A w nim jako pieśń przewodnia, jako muzyczne tło, szedł pewien utwór, starego, bo sprzed kilkunastu lat, Against All Odds. Słowa pierwszych wersów były mniej więcej takie: "Nie zaczynam być punkiem w momencie, gdy wchodzę do autobusu...." Temu wszystkiemu towarzyszyła jakaś przedziwna nostalgia. W pewnym momencie zwracam się do mojego brata (to wszystko się dzieje we śnie) i mówię: "Brakuje mi starych czasów". A on zaczyna śpiewać ten sam utwór, zmieniając nieco słowa: " Nie zaczynam być kapłanem w momencie, gdy wchodzę do autobusu..."
Przedziwny był nastrój tego snu, przedziwny.
Przesłuchałem sobie dziś kilku utworów z płyty "Jedno życie", potem innych kilku z nowego materiału: jest różnica, brzmieniowa przede wszystkim, ale nie tylko. Zauważyłem, że to, o czym mówiłem w "Jedno życie", zostało przeżyte i nazwane w "De profundis". Trzy lata przerwy. Cóż dodać.... stało się jasne, że Against All Odds jest dla mnie czymś w rodzaju dialogu z sobą samym. Pragnę jednakże, aby AAO mogło być pożyteczne, pożyteczne także dla kogoś. Może jest, może będzie.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Z pewnością jest pożyteczne i może będzie, o ile "De profundis" ujrzy światło dzienne, czego byśmy sobie życzyli (przynajmniej ja sobie tego życzę ;-) ) Jak sam tytuł mówi - to co dobre nie musi się przecież kończyć ;)
pozdrawiam serdecznie,
Angelika
ps. 'piernik' gdzieś zwiał, a szkoda ;)

kolobky pisze...

De profundis jest ciężkie jak ranny mamut...

zagubiona pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=-OiV_5kEt6A
to co wyskoczyło po wpisaniu AAO do wyszukiwarki :) czyżby to była inspiracja do nazwy zespołu?
Pozdrawiam

PS: Starsze płyty Against all odds można kupić na stronie Paganini wiec czemu ta nowa nie bedzie dostepna?

kolobky pisze...

Do inspiracji AAO odniosę się w osobnym poście, moja droga, bo to może być nawet całkiem interesujące. Lecz już teraz wymagane jest dopowiedzieć, że bynajmniej, bynajmniej.... Phil C. nie miał w wyborze naszej nazwy najmniejszego udziału, żadnego udziału. He, he.... Phil C.......
:-)

Anonimowy pisze...

Ahhh...."Jedno życie"-to jest coś :D :))